Każdy z pewnością zetknął się na lekcji języka polskiego w szkole z podziałem utworów literackich na działy, rodzaje, gatunki, które mają własną, określoną specyfikę i wyznaczniki, dzięki którym można dany tekst poprawnie i odpowiednio sklasyfikować. Czytając jakiś utwór (zaliczany na przykład do prozy), odnajdujemy w nim konkretne cechy, które sprawiają, że odbiorca wie, do jakiej grupy można ten tekst włączyć. Poszczególni autorzy przez lata pracy i pisania stworzyli swój własny, niepowtarzalny styl. Często dochodzi do sytuacji, w których taki autor próbuje być „podrabiany”, ponieważ jego twórczość jest kopiowana przez innych. W dzisiejszych czasach granice i wyznaczniki konkretnych stylów, działów i rodzajów literackich powoli się zacierają. Współczesne pisarstwo często staje się kolażem różnych inspiracji, motywów, tematów. Ciężko ocenić, czy jest to zjawisko pozytywne, ale z pewnością można stwierdzić, że dzięki temu w literaturze zapanowała duża swoboda, a co za tym idzie wielobarwność i różnorodność. Jednym z takich gatunków, który nie jest do końca określony i ma bardzo ruchome granice (pogranicze literatury i publicystki) jest reportaż. „Szkoły” reportażystów i reporterów, które wykształciły najsłynniejszych polskich twórców tego typu tekstów, właściwie już nie istnieją, ponieważ najsilniej działały w XX wieku. Dzisiaj zaczyna panować większa dowolność i swoboda w tym zakresie. Największy problem z reportażem to granica między fikcją a prawdą. Jest to granica bardzo płynna. Każdy reportażysta musi wypracować własną teorię na ten temat – czy reportaż to przedstawienie faktów w sposób rzetelny, czy można w jego strukturze użyć „narzędzi”, które zarezerwowane są dla literatury, a nie publicystyki? Pewne wydaje się tylko jedno – w reportażu nie powinno być miejsca na fikcję, a prawda może być opisana w sposób literacki, bardziej „przyjazny” dla czytelnika.